Poznawanie i odkrywanie świata wpisane jest w rozwój każdego człowieka i z definicji powinno być dla nas przyjemne. Jednak dzieje się tak tylko wówczas, gdy proces ten odbywa się w przyjaznym mózgowi środowisku, które stymulować będzie jego rozwój. Dzieci ciekawe są świata i chętnie eksplorują środowisko, wchodząc w interakcje z otoczeniem i osobami, którym ufają, zadają pytania, są aktywne i podążają za wszystkim, co porusza ich ciekawość. Pozytywnym skutkiem postrzegania uczenia się jako czegoś przyjemnego i przydatnego jest uwalnianie w mózgu substancji powodujących zadowolenie, np. serotoniny czy dopaminy, odpowiedzialnych za działanie tzw. układu nagrody (silnie aktywny u dzieci rozpoczynających naukę).
Zależność między zachwytem a uczeniem się dokładnie opisał Gerald Huther (za: M. Żylińska “Neurodydaktyka”, UMK 2013), wskazując, iż żywiołowe reakcje małych dzieci na wszystko, co budzi ich ciekawość, pozwalają uwolnić w międzymózgowiu takie neuroprzekaźniki, jak: adrenalina, noradrenalina, dopamina oraz peptydy (endorfiny, enkefaliny), stymulując neurony do produkcji białek, niezbędnych do tworzenia się w mózgu nowych neuronalnych połączeń, które są namacalnym skutkiem procesów uczenia się.
Powstałe, pod koniec lat osiemdziesiątych, podwaliny współczesnej neurodydaktyki, wskazują jednoznacznie, iż z łatwością uczymy się wszystkiego, co jest dla nas subiektywnie istotne i ciekawe. Wewnętrznym systemem oceny i motywacji jest układ limbiczny, którego struktury biorą udział w przetwarzaniu emocji, wpływają na proces uczenia się i zapamiętywania. To w układzie limbicznym “zapadają decyzje”, które informacje będą dalej przetwarzane, a które mogą zostać zignorowane, to układ limbiczny analizując emocje i odpowiadając za motywację, decyduje o efektywności procesów uczenia się.
Współcześni nauczyciele i pedagodzy powinni uwzględniać w planowaniu pracy z dzieckiem neurologiczne podstawy procesu uczenia się, które wskazują jednoznacznie, iż ani nauczyciele, ani nawet uczniowie nie mogą “zmusić” swoich neuronów do uwalniania neuroprzekaźników, bowiem proces ten pojawia się samoczynnie, gdy mózg widzi sens w podjęciu aktywności. Przebywanie uczniów w bogatym, budzącym ich naturalną ciekawość i dostosowanym do ich potrzeb środowisku, daje gwarancję przyjemnej, trwałej i efektywnej pracy. Właściwy dobór treści nauczania oraz form i metod pracy w szkole decydują o powodzeniu w procesie nauczania i uczenia się.
Obecna szkoła nie sprzyja uczeniu się przyjaznemu mózgowi. Ukrzesłowieni uczniowie nadal pracują odtwórczo, nauczanie przypomina raczej pas transmisyjny, gdzie jedna strona jest aktywnym nadawcą, a druga pasywnym odbiorcą, książki pełne są abstrakcyjnych pojęć, wśród których mózg przeciętnego ucznia nie potrafi znaleźć niczego, co mógłby uznać za istotne i co potrafiłby powiązać ze światem własnych doświadczeń. Sam fakt, iż nauczyciel coś wyjaśnił, nie oznacza, że treści te zostały przez uczniów przyswojone, bowiem nauczanie i uczenie się to dwa zupełnie różne procesy.
Już w 2001 roku Marc Prensky (Digital Natives; http://marcprensky.com) wskazał, iż współcześni nastolatkowie to “cyfrowi tubylcy”, którzy inaczej odbierają i przetwarzają informacje niż ich poprzednicy. Pod wpływem kontaktu z technologiami w ich mózgach dokonały się ogromne zmiany w strukturze sieci neuronalnej, co musi nieść zmiany w sposobie nauczania, ponieważ sposób ich uczenia się jest odmienny od uczniów sprzed ery informatyzacji. Nie wystarczy tylko kreda i tablica, konieczne są głębokie zmiany w programie kształcenia, podstawie programowej i kształceniu nauczycieli. Niezbędne są, dostosowane do ich potrzeb, nowe formy pracy z uczniami oraz nowoczesne, budzące kreatywność narzędzia, które wspierać będą naturalną potrzebę człowieka do uczenia się. Bo przecież nauka jest z definicji przyjemna.
by: Katarzyna Sieniawska